Wypalenie zawodowe dotyka, wg różnych badań, od 23 do 35% polskich pracowników.
Ale już odsetek przedstawicieli generacji Z oraz Y odczuwających wypalenie zawodowe wzrósł do odpowiednio 46 % „Zetek” i 39 % Millenialsów. Widać więc, że problem narasta i coraz częściej dotyka młodych ludzi.
Nie chcę Was jednak raczyć statystykami ani prognozami WHO na przyszłość, bo to wszystko można znaleźć w dostępnych i opracowanych szczegółowych raportach i artykułach.
Dzisiaj chcę Wam pokazać studium przypadku, a właściwie pokazać jak się można samemu wpędzić w taki stan, i jak, z pozoru pozytywne, cechy charakteru mogą zepchnąć nas po równi pochyłej w otchłań, a ego będzie nam trzymać głowę pod wodą.
Pokażę Wam też, że to nie koniec świata, że da się z tego stanu wyjść i że MOC JEST W NAS.
To historia osobista, bo ja tam byłam, przeszłam przez to aż za daleko, ale wróciłam i teraz prowadzę kompletnie inne życie niż wcześniej. Nie piszę wiele o sobie, wole pisać o badaniach, teoriach i technikach opracowanych naukowo. Ale osobisty przykład może czasem bardziej pomóc drugiej osobie znaleźć najlepsze dla siebie rozwiązanie. Trochę na zasadzie, że podobne przyciąga podobne.
Jak odkryjesz, że jesteśmy podobne to jest większa szansa, że spróbujesz tego co mi pomogło.
Kto mnie zna to wie, że w zasadzie od zawsze byłam ambitna, samodzielna i taka „ja wam wszystkim pokażę„.
Także na moje wypalenie zawodowe a następnie depresję „pracowałam“ latami, a trauma i stres spowodowana bankructwem pracodawcy i pozostaniem w obcym kraju bez znajomości języka na lodzie, tylko ten proces przyspieszyła.
Jestem przekonana, że i bez tego, doszłabym do skraju tylko później i niewykluczone, że z gorszymi dla zdrowia konsekwencjami.
Od kiedy pamiętam byłam od „gaszenia pożarów“. Trzeba zrobić budżet dla nowotworzonej instytucji finansowej w tydzień – ja, trzeba przetestować system z niezawodowymi testerami – oto ja, trzeba merytorycznie pociągnąć X projektów na raz – już jestem. Im trudniej i im ambitniej tym lepiej.
Zawsze byłam chętna do pomocy, dzieląca się wiedzą, troskliwa i wyrozumiała dla innych, za to dla siebie, no cóż, twarda, wymagająca i ciągle podnosząca poprzeczkę. Sukcesem jest tylko Nobel albo wejście na Mont Everest nic poniżej.
Moje priorytety najpierw praca, potem dom i rodzina a gdzieś na końcu ja.
No dobra, ale jak to się wszystko zaczęło i ile czerwonych lampek zignorowałam po drodze?
- Najpierw olałam siebie, żadnego hobby, czasu/dobrej myśli dla siebie, jeśli już jakieś przyjemności to zwykle niezdrowe i nie wymagające wysiłku.
- Pojawiły się problemy z zasypianiem, ciągle myśli o pracy, a rano delirka na myśl, że trzeba znowu do niej jechać. Ale to na pewno wszyscy tak mają a już na pewno osoby odpowiedzialne Najlepsze, że wydawało mi się, że uwielbiałam swoją pracę – kolegów i współpracowników.
- Potem zaczęłam odpuszczać tematy domowe. Oj przecież „lśniący dom jest oznaką zmarnowanego życia“, a „inteligentne osoby mają bałagan“. Aha. Piękna wymówka.
- Natomiast w pracy, aby zmaksymalizować czas na pracę, zrezygnowałam z jedzenia i picia. Ile czas można zyskać gdy się „nie plotkuje“, czytaj nie rozmawia z innymi, nie wychodzi na lunch ani nawet do toalety. To, plus nadgodziny i praca w weekendy i ….
- „Wszystko mam pod kontrolą”. Ale bujda. Też to widzisz?
- Pojawił się gniew, że inni mają jakoś więcej czasu dla siebie, że jakoś mają normalnie, chodzą na lunch, uprawiają sport i mają czas na interakcje społeczne, a ja ciągle w biegu i nie wyrabiam na zakrętach.
- Dobijał mnie syndrom oszusta i lęk, że zaraz się wyda, że nie ogarniam. No i tu już popłynęłam.
- Zaczęłam obwiniać siebie, dowalać sobie, że wcale nie jestem taka dobra i że w ogóle niewiele mogę i potrafię, a ego kopało mnie równo podśmiewując się „i co, tak im miałaś wszystkim pokazać, buahahaha“.
- I nagle pach, firma padła i zostałam bez pracy. Jak ja jestem za to światu wdzięczna niesamowicie.
Tu był moment, kiedy wszystkie dekoracje i fasady opadły, a ja musiałam stanąć w prawdzie i przyznać się, że to za wiele i tego już nie udźwignę. Ale wbrew pozorom było to oczyszczające i wyzwalające uczucie. Pierwszy raz w życiu mogłam przestać udawać super bohaterkę i zacząć żyć tak jak chcę. Pozostało już tylko odkryć czego chcę!
Jeśli dostrzegasz u siebie podobne symptomy rezygnacji z siebie, zmiany nawyków na bardziej niezdrowe, problemy ze snem, rezygnację o odpoczynku, wypadanie włosów, bole pleców, ciągłe zmęczenie i częste infekcje.
Pojawia się w Tobie gniew na cały świat albo stany lękowe lub ataki paniki.
Twoje myśli często są negatywne, podkreślające jak niewiele możesz, niewiele jesteś warta a świat jest cały na nie.
Jeśli czujesz się bezradna i nie masz nadziei, że coś się może zmienić na lepsze, to jest ten moment, kiedy warto poszukać pomocy.
Nie umiem Ci powiedzieć czy już potrzebujesz leków, czy terapii, ale wiem, że potrzebujesz wsparcia, a ja Ci go chętnie udzielę. U mnie znajdziesz pomocną dłoń i silne ramie.
Treść jest klarowna, dobrze zorganizowana i pełna przydatnych wskazówek. Autor doskonale wyjaśnia kluczowe zagadnienia. Może warto by dodać więcej przykładów praktycznych. Pomimo tego, tekst jest niezwykle edukacyjny i inspirujący.
Czytając te słowa, czuję, że autor nie tylko dzieli się wiedzą, ale także wprowadza nas w intelektualny taniec, gdzie każdy ruch jest jak krok ku nowym spojrzeniom na temat.